Nieodpłatna pomoc prawna w Polsce miała być latarnią w mroku prawnego oceanu – systemem, który zapewni każdemu, niezależnie od grubości portfela, dostęp do sprawiedliwości. Wprowadzona z pompą w 2015 roku, obiecywała równe szanse w starciu z paragrafami. Po dekadzie jej istnienia patrzę na nią z mieszaniną nadziei i rozczarowania. To mechanizm pełen szlachetnych założeń, który w praktyce ugina się pod ciężarem biurokracji, niedofinansowania i systemowych luk. Dlaczego ten most do sprawiedliwości chwieje się tak bardzo? Moja refleksja prowadzi do gorzkich wniosków, ale i pytania: czy wciąż możemy go naprawić?
Obietnica równości, czyli sprawiedliwość na papierze
Idea była prosta: każdy, kto nie może pozwolić sobie na prawnika, powinien mieć prawo do profesjonalnej porady. Punkty nieodpłatnej pomocy prawnej, rozsiane po powiatach, miały być miejscem, gdzie zwykły człowiek znajdzie wsparcie w gąszczu przepisów – od spraw rodzinnych po problemy z umowami. System obejmuje porady, sporządzanie prostych pism, a nawet mediację. Na papierze wszystko wygląda pięknie: dostępność, powszechność, sprawiedliwość. Wystarczy spojrzeć na rzeczywistość, by dostrzec rysy na tej fasadzie.
Wiele punktów to prowizorka. Brakuje w nich nie tylko odpowiedniego sprzętu, ale i atmosfery sprzyjającej rozmowie o trudnych sprawach. Prawnicy, którzy tam dyżurują, często pracują w pośpiechu, zderzając się z ograniczeniami czasowymi i formalnymi. Wynagrodzenia za ich pracę są skromne, co sprawia, że system przyciąga głównie młodych, mniej doświadczonych specjalistów lub tych, którzy traktują dyżury jako dodatek do głównej praktyki. W efekcie jakość porad bywa nierówna – czasem to rzetelne wsparcie, czasem jedynie powierzchowne zarysowanie problemu. Jak można mówić o sprawiedliwości, gdy pomoc jest loterią?
Fikcja dostępności – kto naprawdę korzysta?
System miał służyć najsłabszym, tym, których wyklucza bariera finansowa. W praktyce jednak dostęp do niego jest zarówno zbyt łatwy, jak i zbyt trudny. Zbyt łatwy, bo wystarczy złożyć oświadczenie o braku środków, bez żadnej weryfikacji. To otwiera furtkę dla nadużyć – z pomocy korzystają nie tylko potrzebujący, ale i ci, którzy mogliby pozwolić sobie na prywatnego prawnika. Zbyt trudny, bo osoby w najcięższej sytuacji – zmagające się z ubóstwem, wykluczeniem cyfrowym czy barierami językowymi – często nie wiedzą o istnieniu punktów lub nie mają sił, by przebić się przez biurokratyczne procedury.
Co więcej, zakres pomocy jest ograniczony. Sprawy związane z prowadzeniem działalności gospodarczej czy podatkami są wyłączone, co odcina wielu obywateli od wsparcia w kluczowych dla nich kwestiach. Porady często kończą się na wskazaniu przepisów, bez realnego prowadzenia sprawy. System nieodpłatnej pomocy prawnej nie jest w żaden sposób powiązany z sądowym systemem przyznawania „adwokata z urzędu”. Dla kogoś, kto stoi przed widmem eksmisji czy rozwodu, taka pomoc jest jak plaster na złamaną nogę – daje chwilową ulgę, ale nie leczy. Czy tak wygląda obiecana równość wobec prawa?
Zdalna rewolucja czy cyfrowa prowizorka?
Wprowadzenie porad zdalnych miało być odpowiedzią na współczesne wyzwania – pandemię, wykluczenie geograficzne, potrzebę wygody. W 2025 roku zniesiono nawet obowiązek składania oświadczeń przy poradach online, co miało ułatwić dostęp. Brzmi nowocześnie, ale w praktyce przypomina próbę remontu domu bez narzędzi. Wiele punktów nie ma odpowiedniego zaplecza technicznego – stabilnego internetu, bezpiecznych platform czy oprogramowania do przesyłania dokumentów. Jak można mówić o cyfrowej rewolucji, gdy prawnik i klient walczą z zacinającym się łączem?
Porady zdalne mają też inną wadę: brak bezpośredniego kontaktu. Prawo to nie tylko paragrafy, to także emocje, strach, niepewność. W rozmowie przez ekran trudniej zbudować zaufanie, trudniej wyczuć niuanse. A przecież osoba szukająca pomocy często potrzebuje nie tylko wiedzy, ale i poczucia, że ktoś naprawdę ją rozumie. Zdalna pomoc, choć konieczna, stała się kolejnym półśrodkiem w systemie, który miał być filarem sprawiedliwości.
Dlaczego to nie działa?
Przyczyn klęski jest wiele, ale trzy wydają mi się kluczowe. Po pierwsze, niedofinansowanie. Budżet na nieodpłatną pomoc prawną jest kroplą w morzu potrzeb. Niskie stawki dla prawników, brak środków na infrastrukturę i promocję – to wszystko sprawia, że system ledwo zipie. Po drugie, brak weryfikacji beneficjentów. Oświadczenia o sytuacji materialnej to fikcja, która pozwala na marnowanie zasobów na tych, którzy pomocy nie potrzebują. Po trzecie, zaniedbana edukacja prawna. Bez świadomości praw i obowiązków obywatele nie wiedzą, jak korzystać z systemu, a punkty pozostają niedociążone tam, gdzie mogłyby działać najskuteczniej.
Najsmutniejsze jest to, że system nie zawodzi z powodu złych intencji. To nie jest spisek czy celowe zaniedbanie. To wynik braku wizji, odwagi i priorytetów. Państwo, które szczyci się konstytucyjną zasadą równości, nie potrafi przełożyć jej na praktykę. A przecież prawo to nie luksus – to podstawowe narzędzie, które pozwala obywatelowi czuć się bezpiecznie we własnym kraju.
Czas na przebudzenie
Dziś stoję przed pytaniem, które nie daje mi spokoju: czy nieodpłatną pomoc prawną da się uratować? Wierzę, że tak, ale wymaga to radykalnych zmian. Potrzebujemy większego budżetu, który pozwoli na godne wynagrodzenie prawników i modernizację punktów. Potrzebujemy systemu weryfikacji, który zapewni, że pomoc trafia do najbardziej potrzebujących. Potrzebujemy kampanii edukacyjnych, które nauczą obywateli, jak poruszać się w świecie prawa. I w końcu potrzebujemy odwagi, by przyznać, że obecny system to nie filar sprawiedliwości, a krucha konstrukcja, która wymaga gruntownej przebudowy.
Nieodpłatna pomoc prawna miała być obietnicą, że w Polsce nikt nie zostanie sam w starciu z machiną prawną. Dziś jest raczej przypomnieniem, że dobre intencje to za mało. Sprawiedliwość nie może być zapisana tylko na kartkach kalendarza, w godzinach dyżurów prawników. Musi stać się rzeczywistością – dostępną, rzetelną, ludzką. Czy państwo i my, obywatele, mamy w sobie dość determinacji, by tę obietnicę spełnić? To pytanie, które zostawiam sobie i Tobie, czytelniku, jako zaproszenie do działania. Bo prawo to nie przywilej – to prawo każdego z nas.
Adwokat Joanna Szpiega - Bzdoń
Stowarzyszenie Forum Adwokatów
ul. Św. Teresy 12/2, 31-162 Kraków
KRS: 0001171199, NIP: 6762693424
REGON: 541660358
kontakt@forumadwokatow.pl