Jako adwokat zajmujący się prawem rodzinnym, z wieloletnim doświadczeniem w reprezentowaniu klientów w postępowaniach rozwodowych, z zainteresowaniem śledzę dyskusję na temat planów wprowadzenia rozwodów pozasądowych. Propozycja ta, będąca częścią pakietu deregulacyjnego Ministerstwa Sprawiedliwości, budzi kontrowersje wśród prawników, sędziów i społeczeństwa. W niniejszym artykule postaram się przybliżyć istotę projektu, opierając się na dostępnych materiałach legislacyjnych, w tym na projekcie ustawy z czerwca 2025 r. oraz opiniach ekspertów. Celem materiału jest nie tylko informacja, ale także prowokacja do refleksji nad przyszłością polskiego prawa rodzinnego.
Propozycja rozwodów pozasądowych została zaprezentowana w kwietniu 2025 r. przez Ministerstwo Sprawiedliwości jako element szerszych zmian deregulacyjnych. Zgodnie z dostępnymi informacjami, projekt ustawy o zmianie Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego oraz niektórych innych ustaw zakłada wprowadzenie możliwości rozwiązania małżeństwa poza sądem, co miałoby odciążyć wymiar sprawiedliwości. Jednak prace legislacyjne utknęły w martwym punkcie ze względu na wątpliwości zgłaszane przez inne resorty, w tym Ministerstwo Finansów, Cyfryzacji, Rolnictwa i Obrony Narodowej.
Jak wynika z analiz, projekt jest na etapie przygotowań, ale wdrożenie opóźnia się z powodu braku środków budżetowych na dostosowanie systemów IT (koszt szacowany na ponad 8 mln zł) oraz potrzeby dłuższego vacatio legis – co najmniej 12 miesięcy, zamiast pierwotnie planowanych sześciu. W budżecie na 2026 r., przyjętym pod koniec sierpnia 2025 r., nie przewidziano rezerw na te cele, co dodatkowo komplikuje sytuację. Rzecznik Praw Obywatelskich (RPO) wydał opinię w lipcu 2025 r., uznając projekt za zgodny z Konstytucją RP, ale wskazując na liczne niedociągnięcia. Podobne zastrzeżenia zgłosiła Krajowa Rada Sądownictwa, podkreślając potencjalne wątpliwości konstytucyjne.
Projekt zakłada, że rozwody pozasądowe byłyby dostępne dla małżonków spełniających ściśle określone warunki: małżeństwo musi trwać co najmniej rok, para nie może mieć wspólnych małoletnich dzieci i oboje muszą potwierdzić całkowity i trwały rozkład pożycia małżeńskiego. Procedura odbywałaby się przed kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego (USC), co stanowi kluczową innowację – przeniesienie kompetencji z sądów na organy administracyjne.
Proces podzielony jest na dwa etapy. W pierwszym małżonkowie składają pisemne oświadczenia o spełnieniu warunków, a kierownik USC udziela informacji o znaczeniu małżeństwa, możliwościach mediacji i wsparciu w kryzysach. Następnie następuje miesięczny „okres refleksji”. W drugim etapie składane są ustne oświadczenia, sporządzany jest protokół, a rozwód finalizowany jest poprzez wpis do rejestru małżeństw. Całość musi zamknąć się w sześciu miesiącach, w przeciwnym razie procedura rusza od nowa. Opłata wynosi 620 zł, a małżeństwo musi być wpisane do polskiego rejestru cywilnego (w razie potrzeby następuje transkrypcja). Procedura jest „odmiejscowiona” – etapy można przeprowadzić w różnych USC, a specjalny rejestr ma zapobiegać dublowaniu wniosków
Warto zauważyć, że rozwód pozasądowy nie jest obowiązkowy – małżonkowie zawsze mogą wybrać drogę sądową, nawet jeśli nie posiadają dzieci. Projekt wyklucza jednak taką opcję, jeśli toczy się już postępowanie sądowe.
W porównaniu z rozwiązaniami w innych krajach UE (np. w Hiszpanii czy Francji, gdzie podobne procedury istnieją od lat), polski model jest ostrożny, z silnym naciskiem na ochronę instytucji małżeństwa.
Zwolennicy reformy, w tym Ministerstwo Sprawiedliwości, podkreślają liczne korzyści. Po pierwsze, przyspieszenie procesu: obecne postępowania sądowe trwają często lata, co pogłębia konflikty i cierpienie stron. Rozwód pozasądowy mógłby zakończyć się w kilka miesięcy, oferując szybką stabilizację życiową. Po drugie, odciążenie sądów: w Polsce rocznie rejestruje się ok. 60-70 tys. rozwodów, z czego znaczną część stanowią sprawy bezsporne bez dzieci. Przeniesienie ich do USC mogłoby skrócić kolejki w sądach rodzinnych. Po trzecie, aspekt ekonomiczny. Zwolennicy projektu twierdzą, że będzie taniej bo opłata wyniesie 620 zł, a w procedurze sądowej to 600 zł plus ewentualne honoraria adwokackie. Czyni to postępowanie dostępniejsze dla mniej zamożnych par. Ponadto, brak orzekania o winie (choć projekt nie eliminuje go całkowicie w sprawach sądowych) zmniejsza konfliktogenność, co jest zgodne z rekomendacjami psychologicznymi – mniej stresu dla stron. Wreszcie, projekt wpisuje się w trendy europejskie, promując autonomię małżonków w decydowaniu o swoim życiu osobistym, co podkreśla RPO w swojej opinii.
Przeciwnicy, w tym niektóre ministerstwa i organizacje prawnicze, wskazują na poważne zagrożenia. Po pierwsze, ryzyko nadużyć: brak sądowego nadzoru może prowadzić do oszustw, np. fałszywych oświadczeń o rozkładzie pożycia. Kierownik USC, niebędący sędzią, może nie wykryć manipulacji, co grozi unieważnieniem małżeństw pod presją (np. ekonomiczną lub emocjonalną). Po drugie, kompetencje USC: kierownik urzędu to urzędnik administracyjny, często bez wykształcenia prawniczego, co budzi wątpliwości co do jego zdolności do oceny „trwałego rozkładu pożycia" – pojęcia wymagającego analizy faktów i prawa. Po trzecie, wpływ na demografię i instytucję małżeństwa: krytycy argumentują, że uproszczenie rozwodu może zachęcać do pochopnych decyzji, pogłębiając kryzys demograficzny w Polsce (niska dzietność). Konstytucja RP (art. 18) chroni małżeństwo jako podstawę rodziny, a pozasądowa procedura mogłaby je trywializować. Dodatkowo, RPO wskazuje na potencjalną dyskryminację obcokrajowców – projekt ogranicza dostęp dla par o wspólnej obcej narodowości, co narusza prawo UE. Wreszcie, brak efektywności: jak zauważa RPO, bezsporne rozwody i tak trwają krótko w sądach, więc reforma nie rozwiąże głównego problemu – spornych spraw z dziećmi.
Z etycznego punktu widzenia, propozycja budzi ambiwalencję. Z jednej strony, etyka liberalna podkreśla autonomię jednostki – jeśli dwoje dorosłych zgadza się na rozwód, państwo nie powinno ingerować sądowo, szanując art. 47 Konstytucji (prawo do decydowania o życiu osobistym). To podejście promuje godność i minimalizuje cierpienie w toksycznych relacjach. Z drugiej, etyka konserwatywna widzi w tym zagrożenie dla świętości małżeństwa. Czy uproszczenie rozwodu nie zachęca do traktowania go jak umowy konsumenckiej? Ryzyko działań pod presją jest realne: wyobraźmy sobie sytuację, gdzie silniejszy ekonomicznie małżonek wymusza zgodę, unikając alimentów. Sąd, z jego procedurami dowodowymi i możliwością apelacji, zapewnia lepszą ochronę słabszej strony. Kierownik USC, mimo pouczeń, może nie zauważyć subtelnych form presji, co etycznie czyni procedurę ryzykowną.
Polemizując dalej, istotne jest porównanie roli sądu i USC. Sąd gwarantuje niezależność, fachowość i kontrolę (np. weryfikacja dowodów), co jest niezbędne w sprawach rodzinnych. USC to administracja – efektywna w rejestracji, ale nie w rozstrzyganiu sporów. Argumenty, które przemawiają za USC to szybsza, mniej formalna procedura dla bezspornych przypadków. Jednak przeciwko, stoi brak narzędzi do badania prawdy materialnej, co może prowadzić do błędów. W praktyce adwokackiej obserwujemy przypadki, jak sąd ratuje przed pochopnymi decyzjami – USC tego nie zapewni.
Dla adwokatów reforma to miecz obosieczny, którego ostrza tną w obie strony z równą siłą. Z jednej strony, przeniesienie bezspornych rozwodów bez dzieci do USC oznaczałoby realny spadek liczby zleceń w prostych postępowaniach sądowych – tych, które dziś stanowią często chleb powszedni wielu kancelarii rodzinnych. W praktykach adwokatów co najmniej 30-40% spraw rozwodowych to właśnie takie bezsporne przypadki, gdzie strony zgadzają się co do rozwodu, a sąd jedynie formalnie stwierdza rozkład pożycia. Ich migracja do urzędu oznaczałaby utratę dochodów. Dla mniejszych kancelarii, zwłaszcza na prowincji, gdzie konkurencja jest mniejsza, a rozwody to stabilne źródło przychodów, mogłoby to oznaczać poważne problemy finansowe, a nawet konieczność restrukturyzacji lub poszukiwania nowych specjalizacji.
Z drugiej strony, reforma otwiera zupełnie nowe pole do doradztwa przedprocesowego i pozaprocesowego, którego dziś w takim zakresie po prostu nie ma. Małżonkowie, decydując się na drogę administracyjną, będą potrzebowali profesjonalnego wsparcia w kwestiach, których projekt celowo nie reguluje – podziału majątku wspólnego, ustalenia alimentów na współmałżonka, sporządzenia umów majątkowych czy zabezpieczenia interesów w razie późniejszych sporów. USC nie będzie organem rozstrzygającym te kwestie, a jedynie rejestrującym zgodę na rozwód. To oznacza, że pary – zwłaszcza te z bardziej skomplikowanym majątkiem – będą szukały adwokata, by uniknąć pułapek prawnych. Już dziś obserwuję, jak klienci przychodzą z pytaniami o „rozwód za 620 zł”, nie zdając sobie sprawy, że bez ugody majątkowej mogą później latami procesować się o mieszkanie czy firmę. Tu właśnie leży szansa: przejście od roli pełnomocnika procesowego do strategicznego doradcy rodzinnego.
Projekt wspomina też – choć enigmatycznie i bez precyzji – o możliwości wprowadzenia obowiązkowej porady adwokackiej lub radcowskiej w wybranych przypadkach, np. gdy w grę wchodzi majątek znacznej wartości lub gdy jedna ze stron jest szczególnie narażona (np. osoba starsza, schorowana). Jeśli takie rozwiązanie wejdzie w życie, stworzy to stały strumień zleceń, porównywalny z obowiązkiem mediacyjnym w sprawach o rozwód z orzekaniem o winie. Co więcej, nawet bez obligatoryjności, świadomość ryzyka będzie pchać klientów do kancelarii – podobnie jak dziś przed mediacją gospodarczą czy spadkową.
Ostatecznie, jako środowisko adwokackie, nie możemy pozostać bierni. Powinniśmy aktywnie lobbować za wzmocnieniem roli prawników w procedurze pozasądowej – np. poprzez wprowadzenie obowiązku konsultacji z adwokatem lub reprezentacji przed USC, czy szkolenia dla kierowników USC we współpracy z samorządami prawniczymi. Tylko wtedy reforma nie będzie zagrożeniem, a szansą na ewolucję zawodu – od „rozwiązywaczy sporów” do „architektów spokojnych rozstań”. Bo ostatecznie, im mniej konfliktu na starcie, tym mniej pracy w przyszłości – ale tylko wtedy, gdy to my, adwokaci, będziemy tymi, którzy ten spokój zaprojektują.
Propozycja rozwodów pozasądowych to krok w kierunku modernizacji prawa rodzinnego, oferujący szybsze rozwiązania dla par w kryzysie. Jednak ryzyka – od oszustw po etyczne dylematy – nie można bagatelizować. Warto pochylić się nad reformą, ale z poprawkami: wzmocnieniem kompetencji USC, obowiązkowymi konsultacjami prawnymi i monitoringiem efektów. Bez tego, zamiast rewolucji, możemy mieć chaos, czyli przysłowiowe „wylanie dziecka z kąpielą”.
adw. Joanna Szpiega-Bzdoń
Stowarzyszenie Forum Adwokatów
ul. Św. Teresy 12/2, 31-162 Kraków
KRS: 0001171199, NIP: 6762693424
REGON: 541660358
kontakt@forumadwokatow.pl